Dzisiaj przedstawiam Twąpieli, straszliwe nieumarte istoty z jakimi niejednokrotnie przyjdzie zmierzyć się graczom podczas rozgrywania swych przygód. Postanowiłem jednak inaczej niż dotychczas przedstawić ich opis. Tym razem nie tłumaczę genezy powstania tych istot oraz nie opisuję ich cech. Poprzez tych kilka zdań chcę ukazać klimat gry, pozostawiając u odbiorcy pewien niedosyt, tak aby chciał on poznać ciąg dalszy.
Zamieszczona ilustracja jest dziełem świetnego grafika: Maxa Hugo. Zapraszam do zapoznania się z innymi jego pracami: http://maxhugoart.blogspot.com . Max thank’s for all :).
Zamieszczona ilustracja jest dziełem świetnego grafika: Maxa Hugo. Zapraszam do zapoznania się z innymi jego pracami: http://maxhugoart.blogspot.com . Max thank’s for all :).
Dvardor spróbował raz jeszcze dźwignąć wieko granitowego sarkofagu, który skrywał w swym wnętrzu mumię potężnego Malhalfiussa. Ponownie złapał zdobne mosiężne uchwyty wprawione w granit, usiłując unieść je do góry. Mięśnie na przedramionach stwardniały niczym skała, ścięgna naprężyły się jak konopne liny, ale kamień zakrywający ciało umarłego ani drgnął. Gnom zaklął szpetnie, drapiąc się po niedawno ogolonej głowie. Powoli zaczynało brakować mu pomysłów na otwarcie kamiennego grobu, tym bardziej, że kilka minut wcześniej zniszczył dwa łomy. Chwilę jego zadumy przerwał syk dogasającego płomienia pochodni spoczywającej w mosiężnym kole osadzonym w ścianie i po chwili w katakumbach zrobiło się zupełnie ciemno. Oczy Dvardora natychmiast przysłoniła cienka, światłoczuła błona, pozwalającą, pomimo smolistych ciemności dostrzegać w wystarczający sposób poszczególne kształty otoczenia. Mimo wszystko brodacz wolał mieć dodatkowe źródło oświetlenia. Sięgnął do plecaka po następną żagiew owiniętą szmatami nasączonymi oliwą z owoców bethara. Drugą ręką usilnie szukał krzesiwa zawieszonego przy pasie, by po chwili przypomnieć sobie, że stracił je, gdy wspinał się na skalną półkę. Zaklął powtórnie. Ten dzień nie należał do jego najszczęśliwszych. Cóż, nie pozostawało mu nic innego jak użycie środka ostatecznego. Z dna plecaka wydobył niewielkie, metalowe pudełko ozdobione dziwnymi, czworokątnymi rytami. Zdjął skórzaną rękawicę z prawej dłoni i odłożył na posadzkę. Przejechał palcem wskazującym po głębokich żłobieniach wieka, mamrocząc pod nosem niezrozumiałą formułę. Przez krótki moment wgłębienia w metalu zajaśniały, coś w środku szczęknęło i wieko uchyliło się, ukazując zawartość skrzynki. W jej wnętrzu znajdowało się kilka różnorodnych fiolek wypełnionych płynami i przytwierdzonych rzemieniami do ścian pojemnika, dziwny dysk wykonany z kości o ząbkowanych krawędziach oraz obsydianowa kostka zawinięta w płótno. To właśnie po nią sięgnął Dvardor. Było to dzieło zandaryjskich czarodziei zwane Dłamaszem. Sprytne urządzenie, zdolne zawartą w sobie magią skruszyć nawet najtwardszy kamień. Gnom ułożył je ostrożnie pośrodku wieka sarkofagu i kilkukrotnie obrócił wokół własnej osi. Powietrze wokół urządzenia zawirowało i zgęstniało. Kostka poczęła trząść się, równocześnie wydając przeraźliwe piski, które Dvardora przyprawiły o ciarki na plecach. Pokrywa grobowca poczęła pękać i kruszyć się z głośnym hukiem, unosząc przy okazji tumany pyłu. Po chwili w komnacie zaległa głucha cisza, a kłęby kurzu zaczęły powoli opadać. Nagle zwalisty, ciemny kształt błyskawicznie wyłonił się z wnętrza grobu unosząc w powietrzu. Gnom instynktownie porwał stalowy młot bojowy, który oparł uprzednio o ścianę komnaty. To co widział przed sobą wprawiało go w nie lada osłupienie. Mimo iż sam nie był ułomkiem i wzrostem dorównywał rosłym krasnoludom, to stwór był ponad trzykrotnie większy od niego. Straszliwym nieumarłym obleczonym w prastarą zbroję i skutym resztkami łańcuchów był TWĄPIEL. Gnom z zapartym tchem czekał w napięciu, przygotowany w każdej chwili na atak. I atak nastąpił błyskawicznie…..